Zboczonych, nie zboczonych . Moja "kariera" jako kierowcy zaczęła się od Astry I, która oprócz kółek 175/70/13 miała dosyć gumowate zawieszenie. A przynajmniej jak na niemieckie auto, bo wtedy takie np. francuzy, to dopiero bujały. Tamta Astra miała co prawda całe 60KM , więc jakimś wielkim wyzwaniom to zawieszenie nie musiało stawiać czoła. Z drugiej strony wystarczy bardziej kręta droga przy 120-130km/h i można się już niepewnie poczuć. Ogólnie opinia o tym modelu była taka, że przy szybszej jeździe raczej trzyma się przyzwoicie drogi, chociaż subiektywnie daje wrażenie niezłego pływania.frytol pisze:- lepsze czucie drogi (dla zboczonych, vide frytole)
I to był czas, kiedy naśmiewałem się z dziennikarzy chwalących jakiś twardo zawieszony samochód za "sztywne, ale komfortowo sprężyste" zawieszenie, lub "pozbawione pseudokomfortowego rozchwiania" . Dla mnie wtedy "wygodnie" oznaczało "miękko". Dopóki ojciec nie zmienił auta na Astrę II, która jak na ówczesne kompakty była z kolei naprawdę sztywna, a przy okazji jeździła już na 195/60/15. I wtedy zrozumiałem, czym się różni komfort prowadzenia samochodu od ogólnie pojętego komfortu jazdy (pomijam osoby cierpiące na chorobę lokomocyjną, bo u nich to trochę inaczej wygląda). Tyle że później przeprowadziłem się do Warszawy i przejazdy tramwajowe w połączeniu z tragicznym wręcz stanem asfaltu na większości ulic (a było to prawie 15 lat temu, dziś to już niebo a ziemia) skutecznie mi obrzydziły ten komfort prowadzenia z Astry. Kiedy brat kupił Vectrę B, to zasmakowałem w takim właśnie kompromisie "resorowanie-pewność prowadzenia" i dzisiaj efektem jest Superb na kołach 16". Fakt, że do mocy, jaką teraz mam pod butem, już taki układ trochę nie przystaje - ale tu zamierzam zacząć od amortyzatorów. Tak czy inaczej, też nie jest mi obcy komfort dobrego wyczucia drogi. Tylko mój tyłek i kręgosłup nieco inaczej widzą te sprawy i dlatego musiałem coś dla czegoś poświęcić.